Witaj Przyjacielu!
Napisałam ten list już kilka tygodni temu, ale jednak nie wysłałam go wtedy. Coś w środku mówiło, że jeszcze nie jest pełny, gotowy do przekazania tobie. To coś to był głos intuicji, duszy, którego posłuchałam, choć wtedy nie rozumiałam. Dopiero wiadomość, którą otrzymałam w drodze na ostatni warsztat w niedzielę uświadomiła mi pełnię przesłania, które w tym liście chciałam ci przekazać. Ta wiadomość jest na końcu tego listu, długiego i ważnego dla mnie listu do Ciebie.

Poczułam, że podążę za słowami, które się pojawiły teraz, a nie tymi, które miałam zaplanowane wcześniej. Niedawno czytałam po raz kolejny książkę Te Prosiaczka, kontynuację TAO Kubusia Puchatka, które idealnie pokazuje esencję TAO czyli bycie jak płynąca rzeka, poddanie się przepływowi, FLOW. O byciu rzeką pisał również Herman Hesse w pięknej opowieści o życiu Buddhy „Siddhartha”. To była jego ostatnia lekcja przed oświeceniem: stać się jak płynąca rzeka. 2 października płynęłam z przyjacielem, który przyjechał na sesję uzdrawiania ze Zgorzelca kajakiem po pobliskiej rzece Pilicy i czułam jak poddaję się jej przepływowi i mocy, która płynie właśnie z poddania, a nie walki i ujarzmiania przepływu. Chociaż ważne jest poznanie początku, powrót do źródła tego skąd pochodzimy, to nie zawsze chodzi o dosłowne podążanie do źródła i to pod prąd rzeki. Walka z systemem, napięcie, którego wymaga podążanie pod prąd nie zawsze jest drogą do dOMu. Można dojść tam powoli, krok za krokiem, wzdłuż rzeki i odnaleźć to źródło, tę studnię, z której wytryska nasze życie.
Ta opowieść jest dobrym wyrażeniem pytania, które zadaję od wielu lat każdej osobie, z którą się spotykam. Jaki jest twój początek czyli poczęcie? Jak powstała rzeka, która jest teraz twoim życiem?Kiedyś, przez wiele lat zadawałam pytanie o poród i urodziny, bo to dotyczyło pracy, którą wykonywałam, zadań, które sobie ja czy każdy stawia. Wg RH poród jest pierwszą pracą dziecka i wszelkie doświadczenia wokół porodu, związane z nim mają wpływ na to jaką pracę wykonujemy, jak pracujemy, jakie mamy relacje w pracy, nawet wynagrodzenie. Ja ten temat poznałam, więc zaczęłam sięgać głębiej, o to, co było przed pracą, po co tu jestem na ziemi. Jaka jest moja misja, cel życia, bo to jest zapisane w poczęciu. Zadałam Ci to pytanie ponad rok temu, kiedy ostatni raz napisałam do Ciebie długi list. Pamiętasz to pytanie? Odpowiedziałeś na nie? http://thejourney.pl/o-wyjatkowym-czasie/
A może po prostu nie zauważyłaś, że odpowiedziałaś. Bo odkrycie odpowiedzi na to pytanie jest czasem zadziwiające, dlatego umysł nie zauważa, że to już się wydarzyło. Że uzyskaliśmy odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale jeśli nie jesteś świadomy odpowiedzi, to co wtedy? To nadal szukasz? Zamiast odnaleźć, to co już jest. Czasem nawet zmiana słowa z „szukam” na „odnajduje” przekierowuje nas na … właściwą drogę. Sprawdź sama, odnajdź zamiast szukać.
Jakiś czas temu odwiedziłam moją mamę i po raz setny, a może tysięczny zadałam jej to pytanie. I to było niesamowite, że tym razem opowiedziała zupełnie nową historię o tym moim poczęciu. Opowiadała mi o tym jak poznała mojego tatę kilka miesięcy wcześniej, przed poczęciem. A przecież to krótkie spotkanie w pociągu było nierozerwalnie związane z późniejszym ślubem i poczęciem. A właściwie w moim przypadku poczęciem i potem ślubem. No i weselem.
Siedziałam z mamą nad rzeką Elbląg tuż obok Katedry, w której byłam ochrzczona i słuchałam jej opowieści patrząc na przepływającą wodę i śmiejąc się jak idealnie odpowiadają mojej obecnej sytuacji w życiu. O tym byciu jak płynąca rzeka i poddawaniu się temu, co się pojawia. I ta sama bajka, która objawiała się jako dramat, kiedy usłyszałam opowieść mamy, zaczęła wyglądać bardziej jak komedia. Kiedy parę łez żalu i niezrozumienia, które jeszcze usłyszałam w mamy opowieści wypłakałam, po chwili świeciło już słońce, we mnie i na zewnątrz.
Dlatego nadal polecam Ci zadanie tego pytania, bo jest ważne. Na teraz, skoro czytasz moje listy, skoro się poznaliśmy to może zaufaj sobie, że to może być ważna informacja do poznania siebie, do odkrycia tych warstw historii, które przynieśliśmy ze sobą podczas początku podróży.
A najważniejsza lekcja z tej rozmowy z mamą była taka, że nie ma przypadkowych i nie znaczących spotkań. Są ważne chwile, które zmieniają życie, czasem wielu osób, pokoleń. Jeśli jesteśmy uważni to wszystko co się wydarza jest ważne i odkrywa prawdę o życiu. Jeśli biegniemy przez życie, goniąc za króliczkiem, którym może być cokolwiek, w co uwierzyliśmy, że jest ważne to osiągniemy dokładnie to. I to też jest doskonałe. Bo może kiedy dogonisz już „króliczka” to zatrzymasz się i zapytasz się:
Co jest ważne?
Co jest ważne dla mnie w tej chwili? W życiu w ogóle i w szczególe.
Zatrzymaj się proszę na chwilę w tej chwili, kiedy właśnie czytasz moje słowa i odpowiedź na to pytanie?
Jak się dzisiaj czujesz?
🙂
Jakie to uczucie, dokładnie?
😉
I… gdzie je czujesz?
🙂
W tej chwili właśnie kiedy czytasz, to co czujesz? Zatrzymaj się proszę na czytaniu i pozwól sobie odpowiedzieć i połączyć się z tym uczuciem, jakiekolwiek ono jest. I gdziekolwiek ono jest.
Bo jeśli już rozpoznasz to uczucie, nazwiesz je i połączysz swoją uwagę, swoją świadomość, czy przytomność umysłu z tym, co nazwałeś tym uczuciem w ciele to możesz się tym zająć. Bez względu na to jakie to jest uczucie.
Jeśli to jest Radość to również. Doświadcz tej radości w Pełni siebie, rozpuść ją w całym ciele, a nie czuj tylko w jakimś miejscu, przypomnij sobie TO!
To jest moje marzenie od dawna, abym na pytanie „co czujesz?” słyszała odpowiedź Radość. Najczęściej słyszę: dobrze, a to nie jest to samo. Ale jeszcze nikt mi tak nie odpowiedział na początku rozmowy. Do wczoraj, bo może jutro już się spełni to marzenie. Choć na końcu rozmowy tak, zawsze je słyszę i czuję razem z kimś, z kim rozmawiam. Po tym, jak przeszliśmy przez warstwy zasłaniające tą radość i odkryliśmy ją. Bo ona jest tylko w nas zakryta tymi zasłonami ciemności ego.
Pisząc to słowo zasłony, komputer wpisał załony, tzn, ja tak napisałam, zjadłam „s” i przypomniał mi się kawał, który pasuje do sytuacji, również tej obecnie w świecie:
Wymeldowuje się facet z hotelu i na recepcji mówi:
– Zasłałem łóżko…
– Och, jaki pan uprzejmy! Dziękuję!
– Płoszę bałdzo!
Możesz popatrzeć na to co się wydarza z radością i luzem i uświadomić sobie, że to jest komedia, choć przez chwilę myślałeś że to tragedia. To tylko niezasłane łóżko do posprzątania. Przed chwilą przypomniałam sobie kawał, który opowiadał przyjaciel podczas moich tegorocznych urodzin i zaśmiałam się na głos. Za każdym razem gdy go sobie przypominam to się śmieję, tak jak wtedy, gdy prawie spadłam z krzesła gdy go opowiadał. I nie chodzi o sam kawał, bo on właściwie jest żałosny, jak większość kawałów (ten powyżej też), które są próbą opowiedzenia żałosnej historii tego świata w sposób, w którym można roześmiać się nad bezsensem tego systemu, w którym żyjemy. Najważniejsze jest tutaj doświadczenie wspólnej radości i pamięci tego połączenia, które czasem może kojarzyć się właśnie z żartem, jak i z wieloma innymi rzeczami. A sednem tak naprawdę jest to uczucie, które ta opowieść przypomina. I ze wspólnym z przyjaciółmi przeżywaniem radości, która wyzwala żal tego świata. Po to właśnie spotykamy się jako przyjaciele, rodzina, znajomi, duchowa wspólnota, uczestnicy najróżniejszych spotkań, koncertów, konferencji, warsztatów, aby wspólnie doświadczyć prawdy. Bo wspólnie jest raźniej i też szybciej. To wspaniała podróż, którą przebywam od lat i wszędzie gdzie jestem. Każde spotkanie, koncert najróżniejszej muzyki, każdy warsztat, film obejrzany czy długa lub krótka rozmowa są dla mnie odkrywaniem siebie. Jezus powiedział „Tam, gdzie dwóch lub trzech spotyka się w moje imię, tam ja jestem pośród nich”. Jezus czy Duch czy Bóg jest zawsze w nas, jednak to spotkanie dwóch lub więcej istot z intencją jest przypomnieniem jeszcze większej mocy światła i boskości w nas. W sanskrycie jest na to piękne słowo Satsang, co oznacza Spotkanie z Prawdą.
W Sylwestra, a właściwie już w nowy rok 2020, który spędzałam sama w domu internet podpowiedział mi obejrzenie komedii, której nie znałam, ale jednak ją kliknęłam. To był film Evan Wszechmogący o senatorze, który otrzymuje przekaz od Boga i książkę do zbudowania Arki obok swojego domu pt. „Budowa Arki dla Żółtodziobów”. https://www.cda.pl/video/4363236e0
Kiedy w marcu zaczęła się pandemia to przypomniałam sobie, że właśnie „mój” początek roku to był trochę komediowy film o współczesnym potopie, który wywołali politycy, a nie żaden deszcz czy wirus, choć efektem była powódź i fala strachu, która niszczyła życia i spokój. Ale rozwiązanie w tym filmie było proste, choć wcale nie łatwe dla głównego bohatera, którym może być każdy z nas. Kiedy słuchasz głosu Ducha, Boga i podążasz za tym głosem, to wtedy fala ciebie nie porywa i nie niszczy, tylko łagodnie doprowadza do celu, którym jest spełnione marzenie.
Ta historia opowiada o historii pandemii w świecie w pigułce oraz jest podobna w przekazie do mojego snu, który miałam w kwietniu ubiegłego roku. To było kilka tygodni po rozpoczęciu pierwszej fali epidemii. Śniło mi się, że szłam nadmorskim bulwarem i rozmawiałam z jakimś mężczyzną. To był znajomy, przyjaciel, uczucie było właśnie przyjacielskiej rozmowy, choć jego twarzy nie rozpoznawałam. Szliśmy, aby się spotkać ze znajomymi, którzy już byli na plaży. Widzieliśmy ich kiedy podeszliśmy do schodów, którymi schodziliśmy na dół, bo ten bulwar był wyżej. I nagle zobaczyliśmy, że znad morza zbliża się ogromna fala, jak tsunami, która szybko nadchodziła i po chwili pochłonęła całą plażę i ludzi na niej przebywających. A my w oszołomieniu zaczęliśmy biec na górę aby uciec przed tą falą, którą trochę zatrzymał betonowy bulwar. I kiedy byliśmy już na górze zobaczyliśmy, że od strony lądu nadchodzi druga, jeszcze większa fala, tak jakby zakręciła gdzieś i nagle pojawiła się na bulwarze i zmiatała wszystko po kolei. I wiedzieliśmy wtedy, że już nie uciekniemy, bo nie ma gdzie. I poczułam wtedy, że jedynym rozwiązaniem jest poddanie się tej fali, bo z doświadczenia wiem, że walka z żywiołem powoduje tylko rany i śmierć, a poddanie się temu prądowi, nawet największemu i według umysłu najgroźniejszemu, ratuje życie. Ale ostatnia, najważniejsza myśl była taka, aby złapać tego przyjaciela za rękę, bo RAZEM płynąć na fali, czy pod falą jest lepiej. I z tą myślą, trzymając przyjaciela za rękę się obudziłam.
Kontemplowałam przesłanie tego snu, choć było dość oczywiste jako przesłanie odnośnie pandemii, ale przede wszystkim zastanawiałam się kim jest ten mężczyzna z tego snu. I wtedy, popołudniu czytałam po raz kolejny od lat rozdział książki Zniknięcie Wszechświata by Gary Renard i odnalazłam tam zdanie o tym, że „jeśli już stracisz wszelką nadzieję, to zawsze możesz złapać Jezusa za rękę jako swojego przyjaciela, z którym możesz przebudzić się z koszmarnego snu tego świata”. https://nondualizm.pl/sklep/kup-znikniecie-wszechswiata/
I to było wyzwalające zdanie, uwalniające żal i łzy oddzielenia i poszukiwania jakiegoś mężczyzny czy człowieka, nauczyciela, guru, który obudziłby mnie z tego szalonego snu zapomnienia. A jednocześnie był znakiem, że każdy z tych nauczycieli, mistrzów, przyjaciół, rodziny, ludzi w ogóle jest Jezusem i że w każdym z nas mieszka świadomość Chrystusowa, którą Jezus w pełni urzeczywistnił, a my jesteśmy jeszcze w drodze przypominania. Ten człowiek z tego snu, nie miał twarzy Jezusa, jaką znamy z obrazków świętych. To również jest wizja ludzi jak wyglądał wtedy Jezus, a nie prawda o nim. To nie chodziło o ciało i osobę, ale o uczucie, o to połączenie, które każdy z nas czuje w sercu, kiedy pomyśli o Bogu, o ukochanym przyjacielu czy kochanej osobie, dziecku, małżonku. To uczucie jest w nas, każdy z nas Tym jest.
I ten sen spełnił się wiele razy przez te lata podczas wielu spotkań z przyjaciółmi, z którymi trzymałam się za rękę i przechodziliśmy razem przez fale emocji, krainy ciemności i śmierci, która wydawała się prawdziwa, a była tylko snem, z którego mieliśmy się razem przebudzić. Otworzyć oczy i zobaczyć. Dziękuję wszystkim, którzy byli oraz nadal są przyjaciółmi, z którymi przechodzę tą ziemską podróż.
Dziękuję Ci, że jesteś obecny w moim życiu! Bardzo Dziękuje. Tak, Tobie, który czytasz te słowa.
Alanis Morissette – Thank U – Dziękuję Ci https://www.youtube.com/watch?v=OOgpT5rEKIU
Thank you thank you silence / Dziękuje Ci dziękuję ci ciszo
The moment I let go of it / Chwila, w której to odpuściłam
Was the moment I got more than I could handle / Była chwilą, w której otrzymałam więcej, niż mogłam utrzymać w dłoni
Było tych spotkań wiele i czuję wdzięczność za każde, bo każda chwila jest ważna i każde spotkanie jest ważne, nawet jeśli trwało godzinę czy dwie, dwa dni czy tygodni, a potem przez wiele lat cisza. Bo może to właśnie jest ten początek wielkiej przygody, która zaczyna nowe życie, a czasem jest końcem, dopełnieniem i podsumowaniem. Które również otwiera nowy etap.
Gdy zapytano Jezusa, o to jaki będzie koniec, wg Ewangelii według Tomasza na takie pytanie Jezus odpowiadał „Czyż odkryliście początek, iż końca szukacie? Bo tam, gdzie początek jest, tam koniec będzie. Szczęśliwy ten jeden, który stoi na początku: Ten jeden pozna koniec i nie skosztuje śmierci.”
W 2019 roku często śpiewałam na warsztatach czy spotkaniach piosenkę zespołu R.E.M:
https://www.youtube.com/watch?v=Z0GFRcFm-aY
It’s the end of the world as we know it and I feel FINE / To jest koniec świata jaki znamy i ja się czuję z tym dobrze
Poczułam, żeby kilka z tych spotkań wymienić, bo widzę i słyszę często od ludzi, z którymi rozmawiam jak gloryfikują wielkie rzeczy, spotkania i je cenią, a te drobne, małe pomijają, nie zauważając ich wielkiego znaczenia. To samo dotyczy tzw. dobrych wydarzeń jak i tych niby złych, które właśnie uaktywniają choroby, ból. Początek choroby jest przeważnie jedną myślą, której nie daliśmy uwagi, tylko pobiegliśmy dalej, myśląc, że rzeczy ważne w życiu to rzeczy wielkie. A może jest tak, że to co ważne, to jest to, co jest ważne. I każdy z nas na drodze życia ma odkryć te wartości, które są ważne według Ducha, Boga oraz te, które ustalił system ego, których się słuchamy i wierzymy w ich znaczenie. A rozłam pomiędzy tymi dwoma właśnie powoduje choroby i ból. Kiedy nauczymy się zatrzymywać i zwracać uwagę na siebie nawzajem, wtedy będziemy zawsze zdrowi. Chwila uwagi, spojrzenie, prosta rozmowa i wysłuchanie jest naprawdę często najprostszym lekarstwem i uzdrowieniem.
Dla mnie jednym z ważnych spotkań ubiegłego roku był spacer z przyjacielem, który wreszcie w maju miał czas, dzięki pandemii, aby po czterech latach proszenia go o spacer przejść się ze mną po molo. Wcześniej nie miał czasu z powodu nawału pracy oraz strachu przed spotkaniem ze mną, którą uważał za wariatkę. Kiedy na chwilę usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy, trzymałam go za rękę i razem przypomnieliśmy sobie jak piękna jest ziemia z nieba i dlaczego tutaj się urodziliśmy. To było poczucie jak wielka i wspaniała jest dusza, która patrzy na ziemię z „góry”, a potem zmniejsza się do wielkości ciała ludzkiego i chodzi po ziemi w tym małym uniformie ludzkim i zapomina o tym, że jest całym wszechświatem i światłem. To było ważne spotkanie, czułam się jakbym zdała kolejną maturę w maju, która tym razem dotyczyła przedmiotu innego niż matematyka czy historia. To była lekcja wytrwałości w podążaniu za swoim marzeniami i snami, w których wielokrotnie się z tym przyjacielem spotykałam i przypominałam poprzednie wcielenia i lekcje, których poprzednio się nie nauczyliśmy. A teraz mogliśmy już razem zdać maturę. Jedną z głównych lekcji było uwolnienie z siebie osądu oraz wiary, że osąd jest prawdziwy i uzasadniony i że ktoś taki jak ja jest wariatką i zagraża systemowi i trzeba się go bać. Tak, wariaci zagrażają systemowi, bo go zmieniają. Tylko szaleńcy mają dosyć odwagi, aby stanąć naprzeciwko systemowi i wykonać zadanie zmiany, jakiekolwiek ono jest. Ty też jesteś wariatką i wariatem, szaleńcem, który czyta teraz te słowa, bo zmieniasz swoje życie, a nie pozostajesz w tym, co dostałeś. 🙂 Poczuj tą odwagę do spełniania marzeń i uwolnienia się od osądu, który jest narzędziem systemu blokującym tą rzekę sPEŁNIenia.
Tony Anderson – The WAY HOME /DROGA DO DOMU https://www.youtube.com/watch?v=D-V37avhfYo
Podążaj za marzeniami, gdyż są drogą do domu. / Follow your dreams, as they are the way home.
Cudownym spotkaniem z przyjacielem był spacer z 9 letnim elfem, z którym rozmawiałam o uczuciach. I najważniejszym wtedy uczuciem, o którym ona mówiła był żal, że bliscy się z nią nie komunikują. Tata, który odszedł, zapracowany wujek, nawet koledzy czy ciocie. I kiedy zapytałam ją o to gdzie czuje to uczucie, to zobaczyła że to jest żal w sercu. Gdy wyjaśniłam jej, że w sercu właśnie przechowywane są wszystkie historie, uczucia i myśli naszych ojców, dziadków, wujków też. Wg podziału na góra-dół, jin-jang, to na górze naszego ciała odzwierciadlają się nienauczone lekcje, nierozpoznane historie od męskiej części rodu, całego drzewa genealogicznego, które każdy z nas nosi w swoim DNA. Na dole jest zapisana historia, uczucia, myśli i przekonania, wierzenia kobiet, od początku powstania ziemi. Więc jeśli to jest prawda, to w sercu nosimy stare bóle i również piękne radości, które dostaliśmy w dniu poczęcia od taty i innych mężczyzn z rodu. Jeśli tam pojawia się ból, żal, na przykład związany z brakiem komunikacji, z nieumiejętnością rozmowy o uczuciach czy wyrażania siebie w inny niż praca, działanie sposób, to znaczy, że to jest zapis, który nosili już w sobie nasi męscy przodkowie. Bo przecież oni nie uczyli się w szkole mówienia o uczuciach, nie mówiono nikomu jak ważna jest rozmowa, nie było takich książek ani filmów. Dopiero my teraz i to powoli przypominamy sobie o tym, że ważna jest ta chwila rozmowy i spotkania z dzieckiem czy z przyjacielem, z rodziną. Wcześniej ważna była wojna o pokój, praca, gospodarstwo, zarabianie pieniędzy alb budowanie domów, mieszkań, wyżywienie rodziny. Takie były zadania i misje ludzi w poprzednich pokoleniach. Dobrze jest to zrozumieć i uwolnić się od osądu i krytykowania mężczyzn, że nie umieli rozmawiać czy przytulać. Kobiety również tego się uczą, bo równie często urodziłyśmy się z przepisem na życie pod tytułem praca i nauka. Kiedy tak szłyśmy i rozmawiałyśmy to ten żal po prostu odpuściłyśmy. Bo zrozumienie, że on, oni, kimkolwiek oni są dla ciebie, wcale tak nie chcieli robić, tylko nie umieli, pozwala na przebaczenie i odpuszczenie żalu. Oraz głębiej pod tym żalem odkrycie czekającej radości i zgody oraz połączenie z tymi, którzy wydawali się być daleko czy nawet w niebie. W duchu jesteśmy wszyscy połączeni i żywi. I ja też odpuściłam ten sam żal, bo rozmawiając z tym pięknym elfem zrozumiałam że mimo że uzdrowiłam relację z moim tatą i po 37 latach rozłąki zaczęłam z nim się spotykać i rozmawiać o wszystkim to jednak nie uwolniłam z ciała tego zapisu jako małej dziewczynki. Zobaczyłam, że nadal nosiłam w sobie mały żal tej 9 latki, która właśnie czekała na to, że tata kiedyś się odezwie. I to marzenie się spełniło, kiedy to ja nauczyłam się komunikować miłość i zrozumiałam wewnątrz powody jego milczenia przez tyle lat. I wtedy na koniec naszej rozmowy spotkałyśmy tęczę na niebie. Tęcza była znakiem, który zobaczył Noe na koniec potopu. Tęcza pojawia się na Niebie po tym jak spadnie deszcz, czyli uwolni się smutek i zatrzymane w umyśle i ciele myśli żalu i oddzielenia od światła.
Israel „IZ” Kamakawiwoʻole – Somewhere over the Rainbow / Gdzieś tam, ponad tęczą
https://www.youtube.com/watch?v=V1bFr2SWP1I
Somewhere over the rainbow / Gdzieś tam, ponad tęczą
Bluebirds fly / Niebiańskie ptaki latają
And the dreams that you dream of / A marzenia, o których śnisz
Dreams really do come true / Marzenia rzeczywiście stają się prawdą
Someday, I wish upon a star / Któregoś dnia, gdy wypowiem życzenie pod gwiazdami
Wake up where the clouds are far behind me / Obudzę się tam, gdzie chmury są daleko za mną
Where trouble melts like lemon drops / Gdzie problemy rozpuszczają się jak cytrynowe dropsy
High above the chimney top / Wysoko ponad szczytami kominów
That’s where you’ll find me / Tam mnie odnajdziesz
Somewhere over the rainbow / Gdzieś tam, ponad tęczą
Nowym przyjacielem, którego czułam, że poznam tego dnia pod koniec grudnia okazał się piękny pies, który przybiegł do mnie, a właściwie jak się okazało uciekł ze swojego domu, gdy usłyszał mój śpiew w lesie. Siedziałam wtedy na Górze Pokoju (to dawna nazwa tej miejscowości gdzie byłam , Sallberg) i medytowałam, a w pewnej chwili poczułam chęć zaśpiewania. I pojawiła się pieśń Szema Israel Adonai Elohejnu, którą znałam z Tańców Światowego Pokoju. http://modlitwa.pl/nowy-testament/902/ Śpiewałam i wysłałam nawet nagranie mojej przyjaciółce Batgal z Izraela, która tego dnia miała urodziny, gdy nagle przybiegł piękny, biało-czarny pies. Po chwili zabawy, przytulania i nadal śpiewania poszłam szukać jego domu, ale nagle on zniknął na polanie w lesie, przez który szliśmy. I kiedy stałam tam, zastanawiając się co się stało, usłyszałam głośny tętent i nagle na polanę naprzeciwko mnie wbiegło stado jeleni. A dokładnie jeden jeleń z wielkim porożem i kilka dorodnych łani obok niego. Stanęliśmy wszyscy zaskoczeni swoim widokiem w odległości około 3-40 metrów i patrzyliśmy chwilę z uwagą na siebie. Aż wreszcie jeleń pobiegł w bok, a za nim łanie, w kierunku dokładnie Jeleniej Góry. I to spotkanie z jeleniem było podsumowaniem mojej rocznej przygody z odkrywaniem znaczenia symbolu jelenia, bo dowiedziałam się w marcu, że według Kalendarza Majów jestem znakiem Jelenia. https://www.kalendarzmajow.pl/tzolkin-online/ I to było jak odkrycie nowej opowieści o sobie. Zadziwiającej i nowej, która odsłaniała się poprzez różne historie, nawet przez to, że dostałam od przyjaciela świecznik w kształcie jelenia z tacą na rogach, na których teraz, obok komputera palę świeczkę i kadzidło. I ten jeleń był również związany z opowieścią o pandemii o tym, jak szukamy tzw. kozła ofiarnego, czyli jelenia, na którego możemy zwalić winę, bo umysł myśli, że zwalenie na kogoś, na coś, na przykład nawet na coś takiego jak mały wirus uwolni winę z nas samych. A tym, co uwalnia jest rozpoznanie i wyjęcie zapisu winy z siebie i przebaczenie, że w ogóle uwierzyliśmy, że jesteśmy winni. Rozpoznanie, że wszyscy jesteśmy połączeni i podobni uwalnia od zrzucania na kogoś, bo wystarczy że odrzucisz tą winę, osąd i podzielisz się z innymi radością, zrozumieniem i przebaczeniem, spojrzeniem z szacunkiem i uwagą na drugą istotę, taką jak ty.
Nessi Gomes – All Related – Wszyscy Połączeni https://www.youtube.com/watch?v=le9M6i9oHBU
Broken hearted / Ze złamanymi sercami
No more darkness / Dość już ciemności
With this love, we are all related / Z tą miłością, wszyscy jesteśmy połączeni
In love, give me strength / W miłości, daj mi siłę
In this love, we are all related / W tej miłości, wszyscy jesteśmy połączeni
In love, give me strength in this / W miłości, daj mi siłę w tym
Cura, cura mi – Uzdrów, Uzdrów mnie
Ważnym spotkaniem z przyjacielem była rozmowa z 6 letnim skrzatem, który o 7 rano przy śniadaniu gdy rozmawialiśmy o napisaniu mi życzeń na zakończenie mojej wizyty zaczął na mnie krzyczeć i płakać głośno, rozpaczliwie „Oszukujesz!!!, oszukujesz!!”. Ja spokojnie wyjaśniałam mu, że wierzę, że on umie już pisać i czytać, choć ma tylko 6 lat, bo widziałam to poprzedniego dnia. I dalej mu mówiłam, że my wszyscy potrafimy to robić i inne rzeczy też, tylko zapomnieliśmy. A on nadal krzyczał i płakał, zranił się z tej złości w plecy i jeszcze głośniej płakał i mówił dalej „oszukujesz”. I dopiero kiedy wszyscy spokojnie przeczekaliśmy jego atak, zapytałam siebie co ja czuję i o chodziło w tej historii. I zobaczyłam wewnątrz, że on jednak miał rację, że w środku nosiłam taki sam żal i złość, który on wypłakiwał. Żal, że uwierzyłam światu, że muszę się czegoś uczyć, że nauka jest ciężka, że jeśli czegoś nie umiem to czuję się gorsza i nic nie warta. Ja kiedyś, jako dziecko gdy spotykałam taki zapis i uczucie to się zamykałam i chowałam do wewnątrz, bo wierzyłam, że to prawda. On zareagował złością, bo wiedział, że go zrozumiem i że razem już teraz przez to przejdziemy. Gdyby się zamknął to mogłabym nie zauważyć, nie usłyszeć tego bólu w sobie. Co nie znaczy, że polecam krzyk, tylko że go rozumiem, teraz. Jest to prośba o zrozumienie i wysłuchanie. A ponieważ przez tysiąclecia dzieci, które jeszcze często pamiętały wewnątrz prawdę z nieba nie były w ogóle słuchane, teraz przez chwilę krzyczą, broją, skaczą, bo w ten sposób chcą zwrócić na siebie uwagę, dostać szacunek i zrozumienie, którego my jako ich rodzice, przyjaciele, dziadkowie jeszcze nie mieliśmy w ciele, kiedy ich poczęliśmy. Może ty czujesz już szacunek i swoją wartość teraz, bo w duszy zawsze to było. Ale jeśli spotykasz ludzi, którzy krzyczą obok nawet, to sprawdź czy w ciele jeszcze nie pozostał nawet mały ślad, tak jak u mnie. Kiedy dojechaliśmy do przedszkola śmialiśmy się już razem, bo podziękowałam mu za pokazanie mi prawdy. Odprowadziłam go z tatą na bal w przebraniu Batmana, którego wybrał, bo chciał ratować świat od złego. A potem wzięliśmy się za ręce i przytuliliśmy się z jego rodzicami i porozmawialiśmy o tym co się wydarzyło, aby nasza przyjaźń i również ich relacja z dziećmi była jeszcze głębsza i pełniejsza. A ja za tą relację z tą i innymi pięknymi rodzinami codziennie jestem wdzięczna. Bo razem uzdrawiamy powoli to, co przez lata leżało i czekało na odkrycie i spokojne wyrażenie w obecności zrozumienia i przyjaźni.
AURORA – The River / Rzeka https://www.youtube.com/watch?v=P7lE-G1oC34
Don’t forget who you are even though you are hurt / Nie zapomnij kim jesteś nawet jeśli jesteś zraniony
You are caught in a wire and soon it will burst / Jesteś związany linami ale wkrótce one się rozpadną
You can cry, drinking your eyes, / Możesz płakać, pijąc swoje oczy
Do you miss the sadness when it’s gone? / Czy tęsknisz za smutkiem kiedy już odszedł?
And you let the river run wild. / Czy pozwalasz, aby rzeka płynęła dziko.
Mogłabym takich podziękowań za spotkania z przyjacielem i trzymanie ręki Jezusa w postaci najróżniejszych osób wymieniać długo. Przypominam sobie te chwile czy dłuższe spotkania, czasem rozmowy smsowe czy mailowe, z każdą osobą i uśmiecham się z wdzięcznością za to, co się wydarzyło i nadal wydarza. I nawet jeśli podczas tych spotkań wydarzały się momenty „grozy”, przechodziliśmy przez różne, często bolesne uczucia to na końcu wszystko okazywało się najlepsze. Życzę Ci, aby twoje spotkania ze sobą i z innymi były też ku najlepszemu. Nawet jeśli ta chwila zatrzymania czasu i bycia w żalu, złości czy strachu trwa dwie godziny, dwa miesiące, 2 lata czy dwadzieścia albo dwieście, to na końcu zawsze jest światło i wyzwolenie. http://thejourney.pl/wszystkiego-co-najlepsze/
Znalazłam wczoraj mądre słowa Marka Hłasko, polskiego pisarza, który pisał o latach dzieciństwa pokolenia dzieci wojny i powojennych, które każdy z nas jeszcze może nosić w ciele „Każde marzenie jest uczciwe opowiadała mi matka. Samo słowo MARZENIE jest uczciwe. Nieuczciwe mogą być myśli, pragnienia, dążenia, lecz marzenie pozostanie czyste nawet wtedy kiedy inni wdepczą ci je w błoto”.
O czym marzysz?
Czego pragniesz?
Jakie są twoje potrzeby?
Przypomnij sobie, bo nawet już rozmowa o tym daje temu uwagę. Dzisiaj zadałam to pytanie mojemu mechanikowi z obok wsi, gdy przyjechałam oddać auto do naprawy. A on odpowiedział że to temat długi jak rzeka. I zaśmiałam się wtedy, bo to zdanie było sednem mojego listu, który od kilku dni kończę pisać do Ciebie, choć zaczęłam pisać w ubiegłym roku. Tak, to temat długi jak rzeka i mogłabym pisać dalej, aby opowiadać o tym jak wiele marzeń spełnia się w najróżniejszy sposób w moim i innych ludzi życiu. Lubię cytować zdanie, które podobno wypowiedział Walt Disney, a którego historia życia pokazuje dowód na prawdziwość tej tezy. „Wszystkie marzenia mogą się spełnić, jeśli masz odwagę za nimi podążać”.
Życzę Ci poWODZenia w sPEŁNIaniu siebie poprzez odkrywanie marzeń i podążanie w kierunku ich realizacji. http://marzeniawdzialaniu.pl/powodzenia/ Ten kierunek to wejście głębiej w siebie i odkrycie strachów, żalów i poczucia winy, które blokują przepływ i stopują. Większość ludzi walczy z tymi blokadami i stara się starymi metodami je usunąć. Na zewnątrz. Co na chwilę działa, ale potem pojawiają się inne. Podróż do źródła, rozpoznanie i przebaczenie przyczyny problemu pozwala po prostu płynąć rzece życia wolno i na luzie.
Jak mówi Jezus w Kursie Cudów „Celem nie jest nauczanie sensu miłości, albowiem wykracza to poza możliwości nauczania. Istotnym celem jest jednakże usunięcie blokad dla uświadomienia sobie obecności miłości, która jest twoim naturalnym dziedzictwem”. Dlatego o tym są wszystkie rozmowy, spotkania i warsztaty, które prowadzę od lat. Odkąd poznałam Kurs Cudów oraz Recall Healing czyli praktyczne narzędzia do rozpoznania i uwalniania blokad, to jest moje codzienne życie i praktyka. Dzięki połączeniu wszystkich metod i narzędzi, które znam od 30 lat praktyki na ścieżce duchowej siddha jogi jak również pracy w organizacjach pozarządowych oraz z wielu warsztatów czy książek moje doświadczenie tego świata się zmienia. Wszystkich narzędzi używam, bo każde działa, kiedy odkryje się ten klucz do wcześniej zamkniętych drzwi. A tym najpiękniejszym kluczem jest Miłość.
To jest najlepsze lekarstwo na wszystkie choroby tego świata, koronowirusową chorobę też. Ta choroba, która dotyczy całej ziemi to etap przemiany i otwierania się na nowe spojrzenie na życie, na nową kulturę działania ludzkości i na nowe, ważne sprawy. Niech ten nowy czas będzie czasem przyjaźni i miłości zmieniającej świat i wyzwalającej nas z tego szalonego snu.
Pozdrawiam Cię z miłością z domku pod lasem
Twój Przyjaciel
Kocham Cię
Kinga
PS. To jest zakończenie, które piszę dzisiaj, tj. 21 października po otrzymaniu tej wiadomości o odejściu z tego ziemskiego ciała mojego bliskiego przyjaciela i nauczyciela duchowego Autoriego, kiedyś znanego jako Vulcan czy ostatnio Antoni Duma. To on pożyczył mi książkę Zniknięcie Wszechświata i pokazał nauki Jezusa w Kursie Cudów oraz w swojej książce „Sekret Jezusa” oraz „Wiedz, że wiesz”. To dzięki niemu, naszym rozmowom, czasem wielkim dyskusjom i spornym kwestiom odkrywałam pracę ze Światłem i podążanie za Prawdą. Nauki Jezusa i praktyczne rozmowy z Autorim pomogły mi w pracy ze zrozumieniem Totalnej Biologii i uzdrawianiem konkretnych chorób czy problemów. Jedno wspierało drugie. Zrozumienie natury życia, Światła, Boga pomagało mi w uzdrawianiu. Uzdrowienie konkretnych warstw niewiedzy odkrywało kolejne przestrzenie światła. Dlatego tak od lat do Ciebie piszę i tak prowadzę warsztaty i spotkania. Odkrywając Światło i przechodząc przez kolejne warstwy bólu, choroby, ciemności, zapomnienia o Prawdzie.
Jestem wdzięczna Bogu, sobie i Autoriemu, że mogliśmy razem pracować, spotykać się czasem co tydzień i rozmawiać. Był wielkim przewodnikiem Światła i Prawdy i doświadczałam przy nim jako jego tłumacz, organizator spotkań, przyjaciel wspaniałych momentów światła. Tak, to były doświadczenia oświecenia, które przy nim były łatwe do przeżycia. W obecności Latarni wszystko jasno świeci. Autori urodził się i mieszkał w Nowej Zelandii, ale przez ostatnich dwadzieścia kilka lat wybrał Polskę na miejsce pobytu, bo twierdził, że to tu jest „raj”, bo to tutaj rodzi się wiele istot światła, wielu świętych, którzy mają stworzyć nową ziemię. Dlatego jestem mu wdzięczna, że przez rok pracowaliśmy razem bardzo blisko w ramach Fundacji Nowa Ziemia. Razem przypominaliśmy sobie i uzdrawialiśmy historię z życia, w którym on był moim ojcem. To były bolesne historie i razem je przebaczyliśmy sobie. Uśmiecham
się wspominając nasze spotkania i rozmowy, czasem bardzo burzliwe,
bo wtedy byłam raczej wojownikiem światła niż światłem,
chciałam szybko dojść do źródła, a on pokazywał mi, że powoli
jest tak naprawdę „szybciej”. A ja mu pokazywałam, że można
wszystko osiągnąć jeśli się jest wytrwałym i odważnym.
I jestem też wdzięczna za to, że rozstał się ze mną 3 lipca 2012 roku, akurat w obchodzony w tradycji hinduistycznej Dzień Guru. Wtedy to było bolesne rozstanie, zwłaszcza że mieliśmy tyle planów oświecania ludzi w ramach fundacji, tyle projektów, działań. Autori powiedział, że praca ze mną jest dla niego za trudna i że już nie chce ze mną współpracować, że woli zostać w swojej przestrzeni. I to były słowa i osąd od Nauczyciela Światła, których nie rozumiałam wtedy, zwłaszcza że przez wiele miesięcy mówił coś innego. Kiedy pytano go dlaczego wybrał pracę ze mną, choć wiele osób od wielu, czasem 20 lat podążało jego ścieżką, a ja go znałam tylko rok to on odpowiadał, że dlatego, że „Kinga jest studnią mądrości i nie boi się Światła”. Większość ludzi myśli, że kiedy pojawia się w nas strach, to oznacza, że boimy się ciemności, nieznanego. A jest odwrotnie. Strach jest narzędziem ego blokującym nas przed światłem, tym co wieczne, znane, Boskie, doskonałe. W świetle nie ma strachu, jest odwaga i Miłość. Jeśli pojawia się strach to znaczy, że przechodzimy przez warstwę, z której światło chce nas wyzwolić. Wiele lat zajęło mi zrozumienie przesłania Autoriego i sensu tej historii i rozstania. Puenta wydarzyła się 3 lata temu, kiedy pojechałam na Kongres Światła w Toruniu i spotkałam się z nim osobiście po latach. Spotkaliśmy się w windzie jadącej na seminarium, spędziliśmy piękny dzień razem z innymi, słuchając przesłania, które Autori/Antoni Duma wyrażał o podążaniu za Światłem, otwarciu się na Obfitość Łaski Boga wewnątrz nas. Na koniec porozmawiałam z nim o tym, co u każdego z nas się zmieniło przez te lata i pożegnaliśmy się z przytuleniem i wdzięcznością. Kiedy powoli odchodził zawołałam do niego głośno,tak
jak zawsze, przy każdym spotkaniu się z nim żegnałam:
„Kocham Cię, Autori!”. I on odwrócił się i z uśmiechem powiedział „Kocham Cię, Kinga”. I odszedł, do Światła. Takim go zapamiętam, na zawsze. Bo taka jest puenta całej lekcji z każdą osobą, tu na ziemi, a z nim wyjątkowo. Dlatego ci o tym piszę tak długo. Zrozumiałam to po latach od rozstania, że najważniejsze co miałam się przy nim nauczyć to właśnie kochać i wybaczać, nawet te niby osądzające, a tak naprawdę budzące do życia słowa. To był prawdziwy przyjaciel, który dał mi błogosławieństwo na drogę i wspierał mnie duchem. Tak jak wielu innych przyjaciół w podróży przez życie. Tak jak ja innych też wspieram. Czasem właśnie poprzez niby „oddzielenie” w ciele, przez niby brak kontaktu, przez rozstania, przez śmierć ciała, możemy jeszcze bardziej poczuć połączenie w duchu. Czasem też przez obecność, przez dotyk, przez trzymanie za rękę, przytulenie czy spojrzenie. Jedno i drugie jest doskonałe. Pytanie co wybierasz? I co służy najwyższemu wyrażaniu miłości w tobie?
Jeśli mamy przywiązanie do formy, do ciała, do jakiegoś człowieka jako tej „miłości”, tego „nauczyciela”, tego „światła”, to właśnie rozstanie i oddzielenie będzie tą lekcją do przejścia i wyzwolenia się z przywiązania. Taka była moja lekcja z Autorim, z moim bratem Adamem, z moją babcią Józefą, z przyjacielem Tomkiem czy Michałem i wielu innymi, którzy odeszli do światła, abym ja się przebudziła i zrozumiała przesłanie miłości i wolności oraz przebaczenia.
Jestem wdzięczna, że mogłam spotkać i być tak blisko Autoriego, że to ja napisałam do niego długi list, że przypominałam mu, a on mi o tym, że wszystkie marzenia się spełniają. Jego się spełniły, odszedł do Światła, do Nieba, do DOMU. Moje też, codziennie się spełniają. Nawet jego odejście teraz, było spełnieniem marzenia o dopełnieniu tego listu i historii zrozumienia ważności spotkań z przyjacielem, cieszenia się każdą chwilą i dawania ważności tym drobnym spotkaniom, czy słowom, listom, które zmieniają świat. I przypominaniu i powtarzaniu nawet dziesiątki razy słów Prawdy.
Kocham Cię Autori

Kocham Cię Przyjacielu, z którym podążam drogą do Światła.
Medytacja Twin Souls / Bliźniacze Dusze prowadzona przez Autoriego, z jego głosem w języku angielskim https://www.youtube.com/watch?v=L96UCc0RmdQ