Puszczanie się … Warsztat Biologia Totalna 20 lipca 2013r

Słowo „bajka” mieszkało w moim sercu, w mojej duszy odkąd tylko pamiętam. Początkowo były to bajki dziecka, potem moje bajki były odpowiedzią na wszystko co się działo w moim życiu – ślub, ciąża i poród, dom, rozwód, samotne życie mamy dwójki dzieci, terapia, poznawanie siebie, marzenia… Najpiękniejsza się dopiero zaczęła – w ten weekend 20 lipca kiedy to zamiast „przerabiać” moje historie zaczęłam je „puszczać”.

Dziękuję wszystkim moim Aniołom, którzy byli na tym warsztacie! To magia zobaczyć w każdym z osobna samego siebie – swój ból i cierpienie, swoją radość i pragnienia a jednocześnie indywidualną osobowość zupełnie odmienną od mojej. Dziękuję Pstrokoniom, które tak wdzięcznie i z pokorą przyjmowały nasze łzy i wysłuchiwały nasze potrzeby… Tu nie było warunkowości, nie było oceny, osądów – wszyscy jesteśmy jednością, która pragnie tego samego – miłości, akceptacji, zrozumienia, która pragnie czuć!

Na warsztacie powstało hasło „bezlitosne pomidory” :-). Być może dlatego, że początkowo „puszczanie się” przypomina taki bezlitosny pomidor! Ten bezlitosny pomidor zbudowany z naszych wściekłych niewyrażonych emocji i doświadczeń siedzi głęboko w nas i bez naszej świadomości kształtuje nasze życie. Jest naszym sterem w statku, który jest naszym umysłem i ciałem – przepełniony bólem, cierpieniem, niepogodzeniem z samym sobą, trudnymi doświadczeniami wpływa na to jak patrzymy na naszych najbliższych, na nasze życie. Dajemy mu się prowadzić bo jest częścią nas – ufamy mu bezgranicznie, poddajemy mu się mówiąc „że to nie od nas zależy”, „ nic nie można zrobić”, „ co ma być to będzie” …

Na warsztatach każdy z nas był swoim bohaterem i podjął próbę zaprzyjażnienia się z bezlitosnym pomidorem. Szukaliśmy mapy, która miała nas do niego doprowadzić, tak jak szukamy często całe życie bez rezultatów. Próbujemy tego i tamtego, zmieniamy fryzurę, mieszkanie, szkolimy się, zmieniamy partnerów i bardzo często daje nam to chwilową tylko satysfakcję. Dalej więc szukamy, często całe życie, często nigdy nie odnajdujemy tego czego szukamy. Paradoksalnie okazało się, że tej mapy nie trzeba szukać – największa tajemnica jest taka, że ta mapa jest tak blisko – jest w każdym z NAS. To my jesteśmy mapą!

Parę dni przed warsztatem przeczytałam, że najpotęzniejsza siła jest wewnątrz nas. Pomyślałam, że owszem bo przecież mamy wyobrażnię, wolę, sumienie, masę poradników jak zmieniać marzenia w cele … I to właśnie robiłam przez ostatni rok. Na własnej terapii uświadamiałam sobie co? Skąd? Dlaczego? I przeprogramowywałam swój umysł. Robiłam postanowienia, biznesplany na karierę, na miłość, na życie. Wiele z nich osiągnełam jednak radość trwała tylko chwilę. Szukałam więc kolejnych poradników, nowych medytacji. Było to cholernie męczące. Chorowałam więc, gorączkowałam, opadałam z siłżeby choć na chwilkę odpocząć i wymyśleć kolejne „cudowne” metody. Aż do teraz – kiedy to podczas cudownych dwóch dniodnalazłam swoją mapę do mojego wściekłego pomidora. Okazała się ona być schowana głęboko w moim sercu, w moim gardle, w moim brzuchu. Dlaczego nie od razu chciałam ją zobaczyć? Bo droga do niej nie jest łatwa.Wszyscy byliśmy na bezludnej wyspie w Pstrokoniach. Dopłyneliśmy do niej z różnych zakątków Polski po to żeby się spotkać i stanąć na brzegu morza przed dziką niezbadaną puszczą. Każdy z nas opasał się w zbroję, szable, miecze żeby wejść do tej puszczy. Każdy prawdopodobnie czuł strach i chęć zawrócenia. Ale nie było już odwrotu. Wiedzieliśmy, że nie możemy wsiąść do łodzi i zawrócić bo nie ma gdzie zawrócić, że nie chcemy być już tam gdzie byliśmy. Powoli więc robiliśmy kroki w głąb puszczy. Każde drzewo, każdy szelest przypominał strachy z dzieciństwa, dzikie zwierzęta były wspomnieniem ludzi czy sytuacji, które zrobiły nam krzywdę, które po raz kolejny wyśmiewały się z nas, pokazywały, że nie jesteśmy ważni, nie kochani … kształtyw ciemnościach puszczy przypominały zło, które sami kiedyś wyrządziliśmy komuś lub czemuś. Szliśmy jednak dalej nie poddając się. W tej puszczy wielu z nas szuka najszybszej drogi do wyjścia. Ucieka w prawo, potem w lewo. My jednak zrobiliśmy inaczej. Poddaliśmy się temu. Porzuciliśmy zbroję i pancerz ochronny. Opadliśmy na ziemię nie szukając już najlepszej drogi żeby zwiać, najlepszego rozwiązania. Każdy z nas po prostu siedział tam pośród swoich strachów, swojego bólu, swojego niepogodzenia. Mapa, której tak zacięcie szukaliśmy nie istniała! Mapa była nami. Była mapą do naszych uczuć i drogą do zbawienia. Poddanie się im wymagało wielkiej odwagi. Łatwiej jest latać po puszczy z tasakiem w ręku i zbroi szukając wyjścia. Odwagą jest zatrzymać się i sprostać się z własnymi uczuciami. Czucie jest mapą, którą każdy z nas nosi w sobie. Poddanie się jest odwagą i najlepszym co można zrobić dla samego siebie.

Przypomniałam sobie jak dwa lata temu powiedział mi to mój znajomy. Zapisałam to w telefonie lecz nie uwierzyłam w to. Dwa lata biegałam po mojej puszczy szukając wyjścia. Moja zbroja była tak samo doskonała co nieskuteczna. Poddanie się samemu sobie, swoim uczuciom jest skarbem. Sami dla siebie jesteśmy skarbem jeśli tylko pozwolimy naszej mapie – naszym uczuciom nas poprowadzić. To jest moc, którą w sobie nosimy i której nie wykorzystujemy.

Kiedy tak siedzieliśmy w tej puszczy nadzy i bezbronni, kiedy się poddaliśmy i przestaliśmy walczyć, kiedy przestaliśmy się sami osądzać, krytykować i obwiniać, kiedy przestaliśmy szukać najlepszego rozwiązania, kiedy z wielką odwagą pozwoliliśmy sobie, być może po raz pierwszy, poczuć to wszystko czego się baliśmy, wstydziliśmy, winiliśmy przez lata, nagle przez gęstwinę drzew zaczynały się przedostawać promienie słońca. Uczucie ulgi i wzruszenia jak w pięknych bajkach dostarczało coraz więcej światła. Na wielkich bojowników spływało światło przebaczenia samemu sobie i wielkiej wolności, wielkiej miłości. Zrobiło się jasno. A z wściekłych pomidorów powstała przepyszna jajecznica z pomidorkami i cebulką 🙂 !

Na warsztacie nie zabrakło łez, uwalniających złość krzyków czy niczym spowodowanych eksplozji śmiechu, który usłyszała cała okolica. Agent James, wybuchający piekarnik, napalony rumak czy Alinka muszelka to tylko część radości, którą się dzieliliśmy.

Trzeciego dnia oświecił nas księżyc – nasza potężna uwolniona moc i energia.

Tak więc – Puszczajmy się ! A dalej będą się dziać tylko cuda … !

Z wyrazami wdzięczności i miłości dla Kingi, Marcina i dla każdego z Was Kochani z osobna!

Dziękuję!

Karola.

Written on sierpnia 2nd, 2013 , Bez kategorii

Comments are closed.

The Journey Pl is proudly powered by WordPress and the Theme Adventure by Eric Schwarz
Entries (RSS) and Comments (RSS).

The Journey Pl

Podroz do Siebie